Menu
- O Nas
- Strona Główna
- Aktualności
- Słowo ze spotkania
- Struktura grupy
- REO
- Nauczanie
- Świadectwa
- Galeria
- Kronika
- Odnowa charyzmatyczna
- Polska
- Diecezja Łomżyńska
- Przydatne link
- Kontakt
- Napisz do Nas
Początki Odnowy na świecie
30 listopada 2005
Grupa studentów Uniwersytetu Duquense w Pittsburgu zaplanowała urządzić w czasie weekendu rekolekcje poświęcone Duchowi Świętemu. Ja ukończyłem uczelnię rok wcześniej, ale zaproszono mnie, abym także wziął w nich udział. Miałem wtedy 22 lata, zaangażowany byłem w pracę katechetyczną przy parafii i pamiętam, że odłożyłem przygotowania do moich zajęć na temat Ducha Świętego, bo miałem nadzieję, że te rekolekcje nauczą mnie czegoś nowego.Tak naprawdę o Duchu Świętym wiedziałem bardzo mało. Wszystko można było zawrzeć w trzech zdaniach, zapamiętanych z katechizmu. Poproszono nas, abyśmy przygotowali się do rekolekcji przez lekturę pierwszych czterech rozdziałów Dziejów Apostolskich i ,,Krzyża i sztyletu'' Davida Wilkersona. Muszę przyznać, że wszystko, co wtedy przeczytałem o Duchu Świętym i o charyzmacie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.
Niektóre z osób biorących udział w tych rekolekcjach nosiły w sercu ogromny głód Boga i potrzebę głębszego poznania Go. Inne przechodziły kryzys wiary.
Rozpoczynaliśmy każde spotkanie od śpiewania hymnu ,,Przybądź Duchu Święty'' na melodię chorału gregoriańskiego. Pierwsza z konferencji wstrząsnęła mną (przedtem to właśnie mnie poproszono, bym ją wygłosił, ale roztropnie się wycofałem). Prowadzący zacytował ósmy wiersz z pierwszego rozdziału Dziejów Apostolskich: ,,...gdy Duch Święty zstąpił na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi Świadkami...''. Powiedział nam, że greckie słowo ,,moc'' oznacza równocześnie coś takiego jak ,,dynamit''. Już od dawna starałem się kochać Boga i Mu służyć, ale nie umiałbym chyba określić mego życia jako dynamitu. Doszedłem do wniosku, że jest kolejna rzecz, o którą muszę Go poprosić. Jednak następna konferencja rozczarowała mnie. Prowadząca ją kobieta mówiła tylko przez kwadrans, odczytała z Dziejów Apostolskich opis Pięćdziesiątnicy i powiedziała: ,,To także dzieje się dzisiaj''. Jako studenci byliśmy przyzwyczajeni do bardziej wyczerpujących wyjaśnień, a to co usłyszeliśmy, było prostym stwierdzeniem faktu. Pomyślałem, że chodzi o coś więcej, więc zapisałem sobie w notesie: ,,Chcę usłyszeć kogoś mówiącego w językach - niech to będę JA!''
Kiedy tak nad tym wszystkim zastanawiałem się, doszedłem do wniosku, że skoro otrzymałem sakrament bierzmowania, otrzymałem także moc Ducha Świętego. Gdzie zatem jest ta moc? Wydawało mi się, że muszę w jakiś sposób odnowić moje bierzmowanie. Kiedy byłem bierzmowany, to na pewno Bóg uczynił, co do Niego należało, biskup zrobił, co do niego należało, ale nie byłem pewien, czy ja zrobiłem to, co należało do mnie. Kiedy patrzę wstecz na swoje bierzmowanie, to najważniejszym jego punktem był dla mnie tak naprawdę prezent podarowany mi przez mojego świadka. Pomyślałem, że skoro odnawiamy w wigilię paschalną nasz chrzest, to dobrze będzie odnowić sakrament bierzmowania zwłaszcza wtedy, kiedy jesteśmy lepiej przygotowani w wierze, by na niego odpowiedzieć. Zaproponowałem to całej grupie, lecz nie zostało to dobrze przyjęte. Postanowiłem więc, że zrobię to sam. Chciałem prosić Boga, by dał mi to, na co nie dopowiedziałem w chwili bierzmowania.
Nie musiałem długo czekać, by Bóg ,,wziął mnie za słowo''. Wkrótce potem, kiedy po niedługim spacerze wróciłem do domu rekolekcyjnego, powiedziano mi, że zepsuła się pompa dostarczająca wodę i że przyjdą ją naprawić dopiero w poniedziałek. To mogło znaczyć, że nasze rekolekcje skończą się wcześniej, niż zaplanowano. Jeden z prowadzących zaproponował wszystkim, którzy zebrali się w tamtej chwili byśmy poszli do kaplicy i pomodlili się o wodę, aby można było dokończyć rekolekcje.
Chociaż modliłem się regularnie, nigdy wcześniej nie modliłem się o coś, co wymagałoby natychmiastowej odpowiedzi. W czasie modlitwy doświadczyłem czegoś niezwykłego. Zacząłem dziękować Bogu za to, że odpowiedział na moją modlitwę, gdyż miałem bardzo silne przeczucie, że została wysłuchana. Gdy skończyliśmy się modlić, poszedłem od razu do kuchni i odkręciłem kran. No i rzecz oczywista, z kranu wypłynęła woda i to z większą siłą (tak mi się przynajmniej wydawało) niż przedtem.
Byłem tak podekscytowany, że ruszyłem natychmiast z powrotem do kaplicy, by podziękować za wysłuchaną modlitwę. Nie byłem przygotowany na to, co się miało za chwilę wydarzyć. Gdy wszedłem, odczułem obecność Boga tak mocno, żę rozciągnąłem się krzyżem na podłodze. Do dziś nie wiem, czy sam się położyłem, czy to Bóg mnie powalił. W każdym razie wydawało się to być jedyną odpowiednią pozycją. Następnie wszedłem w głęboką modlitwę uwielbienia, której nigdy przedtem nie zaznałem. Po chwili podniosłem się i wyszedłem na lekko uginających się nogach, oszołomiony tym spotkaniem z Bogiem. Chciałem pójść do innych i z trudem schodziłem ze schodów tak, że o mało co nie spadłem. Ale po chwili zacząłem wątpić we wszystko i wróciłem na górę, żeby sprawdzić, czy stało się to naprawdę.
Nie jestem pewien, czego się wtedy spodziewałem. Wszedłem powtórnie do kaplicy i... znowu upadłem jak długi na podłogę. Wiedziałem, że jestem w obecności Boga. Potem usiadłem (trochę bałem się wstać) i modliłem się dalej, zdając sobie sprawę, że Bóg odpowiedział na moją prośbę o odnowę bierzmowania, o to, by otrzymać ,,dynamit'' o którym słyszałem. Kiedy opuściłem kaplicę znowu zwątpiłem. Wróciłem i znowu otrzymałem podobną dawkę tego samego przeżycia. Nie wiedziałem, jak to wytłumaczyć, ale byłem pewien, że doświadczyłem tego naprawdę.
Jednakże jedyna rzecz trochę mnie martwiła. Czy byłem odosobniony w swoim doświadczeniu? Wielu z uczestników rekolekcji zachowywało się tak, jakby nic się nie stało. Ale trochę później zobaczyłem schodzącą ze schodów Patti Gallaghan (dziś Patti Mansfield) i już miałem zamiar jej o tym powiedzieć, kiedy zobaczyłem ten dziwny blask na jej twarzy i uśmiech. ,,Ty też?'' - spytałem. ,,Tak, ja też'' - odrzekła. To było wszystko, cośmy sobie powiedzieli, ale wiedziałem, że nie byłem w tym sam.
Opowiedziałem jednemu z prowadzących rekolekcje, co mi się przytrafiło, a on zapytał, czy mówiłem w językach. ,,A co to takiego?'' - spytałem. Wyjaśnił mi trochę i wtedy przypomniałem sobie, że zacząłem mówić coś nie po angielsku. Przestałem, bo myślałem, że to nie ma żadnego sensu. On wtedy zapewnił mnie, że to dar zapisany w Biblii i że powinienem mu się poddać, jeżeli jeszcze raz poczuję takie pragnienie. Doświadczyłem tego daru dość szybko. Tym razem poszedłem na całego!
Cóż powiedzieć...? Po prostu byłem właśnie tam 18 lutego 1967 roku. Duch Boży objawił się w mocy, a ja już nie byłem taki sam jak przedtem. Kiedy spoglądam za siebie, jestem, pełen zdumienia, widząc jak wspaniałomyślnie i w nieskrępowany sposób działał wtedy Bóg. W tym czasie zdawało się panować kompletne zamieszanie. W rekolekcjach uczestniczyło około trzydziestu osób. Mniej więcej połowa z nich doświadczyła odrodzenia w Duchu Świętym (chrztu w Duchu Świetym). Niektórzy z tych, którzy tego daru nie otrzymali myśleli, że zwariowaliśmy. (Wcale im się nie dziwię. Zachowywaliśmy się dość niezwykle). Część dość szybko opuściła Odnowę Charyzmatyczną. Sądzę, że mimo tego, iż w tamten pamiętny weekend wydarzyła się ogromna rzecz, nie należy jej uromantyczniać. Samo doświadczenie i wszystko, co nastąpiło wkrótce po nim, było pod wieloma względami bardzo trudne. Dopiero później uświadomiliśmy sobie, co się nam przytrafiło.
Byłem uwznioślony przez dziewięć miesięcy do około roku. Nigdy nie sądziłem, że opuści mnie ten stan, ale tak się stało, podobnie zresztą jak w przypadku każdej innej osoby. Nawet kiedy to nastąpiło, byłem jednak pewien, że w moim życiu miało miejsce prawdziwe spotkanie z Bogiem. To przekonanie tkwiło we mnie głęboko. Wiedziałem, że muszę oddać się życiu modlitwy i służby dla Jezusa Chrystusa. Musiałem przyjąć radość i ból wynikającą z bycia Jego uczniem i ruszyć przed siebie.
W początkowych latach, jak grzyby po deszczu, rozrastały się grupy modlitewne. Większość z nich wymarła śmiercią naturalną. Później uświadomiliśmy sobie, że zaangażowaliśmy wszystkie nasze siły w rozwój spotkań i grup modlitewnych; powinniśmy byli dążyć do wolniejszego i solidniejszego wzrostu i budowania jedności. Uczyliśmy się metodą prób i błędów przez sukcesy i porażki. Nasza reakcja na pojawiające się rożne dary duchowe była podobna do reakcji dziecka: ,,świetna zabawa. Zróbmy to jeszcze raz!''. Kłopot polegał na tym, że zapominaliśmy o tym, do czego Bóg nas wzywał w proroctwach. Zapomnieliśmy, że dar ten został nam dany po to, by wychwalać Jezusa jako Pana i by budowaćJego lud. Musieliśmy nauczyć się nie tyle fascynować darami, ale ich Dawcą - Jezusem Chrystusem.
Dzisiaj strzec się musimy przed odwrotnym niebezpieczeństwem. Czasem traktujemy charyzmaty jako coś oczywistego i podchodzimy do nich z mniejszą uwagą, aniżeli na to zasługują. Na przykład jedno z najczęstszych proroctw, jakie słyszę, mówi o tym, jak bardzo Bóg nas kocha. Często przyjmowane jest ono przez nas słowami: ,,Ładne...'', albo ,,O, znowu proroctwo o miłości Bożej do nas''. A przecież jest to cenna prawda, którą musimy przyjąć za swoją. Uważam, że Bóg powtarza ją tak często, bo tak naprawdę my w nią nie wierzymy.
Niektóre grupy nie doświadczają już teraz prawie wcale żadnych charyzmatów. Czy zgasiły ogień Ducha Świętego, nie odpowiadając i nie docieniając darów Boga? A może chcieliśmy, by Bóg działał według naszych planów i w ten sposób uniemożliwialiśmy Mu działanie? Bóg odnowił pośród nas charyzmaty, gdyż są one potrzebne w Jego Kościele. To nie jakieś dodatki czy ozdoby. Jeśli potrzebowali ich apostołowie i pierwsi chrześcijanie, to potrzebujemy ich i my.
Kolejna sprawa to modlitwa o uzdrowienie. Kiedy modlimy się, uzdrowienia następują, ale nie zawsze. To czasami zniechęca ludzi do dalszej modlitwy, lecz nie sądzę, że tak być powinno.Jest wiele możliwych powodów, dla których dana osoba może nie zostać uzdrowiona i być może nie jesteśmy w stanie poznać ich wszystkich. Uważam, że nie powinniśmy zbytnio zagłębiać się w dociekaniach, dlaczego tak się dzieje. Niektóresprawy po prostu nas przerastają. Powinniśmy działać w oparciu o wiarę, którą dał nam Bóg i Jemu zostawić rezultaty tego działania.
Odnowa w Duchu Świętym jest potężnym dziełem Boga. Nie znaczy to jednak, że wszystko, co się z nią wiąże, było i jest Jego wolą. Bóg jednak nie opuszcza nas kiedy upadniemy. Bez przerwy pokazuje nam swoje miłosierdzie i prowadzi dalej. Nie powinniśmy oglądać się wstecz i odrzuczać tego, co uczynił lub sposobu, w jaki to uczynił. Bóg skorzystał z tego, z czego skorzystać znas. Powinniśmy to doceniać i szanować.
Uważam za cenne to, co Bóg uczynił na początku Odnowy, ale nie pragnę cofać się w przeszłość. ,,Dobre stare czasy'' są właśnie teraz, w tej chwili. Teraźniejszość jest zawsze czasem, w którym działa Bóg. Oglądam się wstecz, by zobaczyć dokąd iść dalej, by się uczyć. Nie mam jednakże też wcale zamiaru stać w miejscu. Jutro Bóg będzie już dalej. Chcę być w ciągłym kontakcie z Nim i iść dokąd i On idzie. Musimy iść wciąż naprzód. Bóg jest dynamiczny!
W ostatecznym rozrachunku naszym najważniejszym kryterium oceny Odnowy w Duchu Świętym powinna być miłość Boga i bliźniego. Czy Odnowa pomogła nam wzrosnąć w naszej miłości do Boga i bliźniego? Jeśli nie, to może było jedynie dużo zamieszania i fascynacja tym, co nowe i niezwykłe, a nie to, czego od nas oczekiwał Bóg. On buduje swój lud, który Go miłuje i miłuje się nawzajem. W ten sposób zwyciężymy świat.
David Mangan