Piętnaście zagrożeń dla wspólnoty w kontekście piętnastu chorób zdiagnozowanych przez Papieża Franciszka
22 lutego 2022
Piętnaście zagrożeń dla wspólnoty w kontekście piętnastu chorób zdiagnozowanych przez Papieża Franciszka"Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie- dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich. Flp 2, 1-4"Papież Franciszek zaznaczył, że wymienione przez niego choroby i pokusy dotyczą każdego chrześcijanina, każdej wspólnoty, zgromadzenia, parafii i ruchu kościelnego.
Piętnaście chorób - piętnaście niebezpieczeństw, które zagrażają każdej wspólnocie.
Jako
pierwszą chorobę papież wymienia
czucie się nieśmiertelnym, odpornym, niezastąpionym. Papież mówi, że antidotum na bycie niezastąpionym, nieśmiertelnym czy niezbędnym jest łaska poczucia własnej grzeszności i wyznanie z całego serca, ze jesteśmy nieużytecznymi sługami i zrobiliśmy to, co musieliśmy zrobić. W kontekście tej diagnozy możemy zauważyć, że również nam grozi pewne niebezpieczeństwo dążenia do pozostawania przy posługach, które pełnimy, i mniemania, że jesteśmy nie do zdarcia. Jest to zagrożenie, które wydaje się dotykać przede wszystkim ludzi, którzy we wspólnocie są krótko, którzy w posłudze animatora, lidera widzą pewną formę realizowania siebie. Jest to niebezpieczeństwo krótkotrwałe bo każdy, kto wchodzi w posługę całym sercem, oddając się z miłością braciom i siostrom, bardzo szybko orientują się, ile ona kosztuje i nierzadko che od niej uciekać. Poczucie bycia niezastąpionym, poczucie, że jestem potrzebny, że beze mnie to nie wyjdzie, jest naprawdę niebezpieczne. Formując innych, musimy dobrze te kwestie tłumaczyć, dając często świadectwo, że to jest służba, a ze służbą nie wiążą się żadne profity. Skąd może rodzic się w sercu myśl o byciu koniecznym i niezastąpionym? Jest ona oczywiście konsekwencją złego obrazu siebie i niekiedy lęku przed odrzuceniem. Innym problem, to poczucie bycia człowiekiem nie do zdarcia, bardzo odporny, wręcz nieśmiertelnym. Czy widzieliśmy wśród nas kogoś takiego? Tytana pracy, który jest w stanie zapracowywać się na śmierć? Jeżeli zauważasz w sobie te tendencje, to miej odwagę się nawrócić. Gdy brakuje sił, trzeba umieć odczytać w tym Boski komunikat.
Drugą chorobą jest
"martializm" (w nawiązaniu do ewangelicznej Marty),
choroba zbytniego krzątania się. Dotyczy ona osób, które tak zanurzają się w pracy, że zaniedbują tę lepszą część. Jezus do takich osób mówi, by nieco wypoczęli. Papież zwraca uwagę na konieczność odpoczynku dla tego, kto podejmuje misję. Odpoczynek jest niezbędny, obowiązkowy i powinien być stałym elementem naszego planu dnia. Z Tą chorobą wiąże się niebezpieczeństwo aktywizmu ewangelizacyjnego. Bardzo często się z tym spotykamy, gdy widzimy, ile jest pracy, gdy doświadczamy zapału, zwłaszcza w pierwszej fazie bycia we wspólnocie, w pierwszej fazie posługi- chce się wtedy robić wiele rzeczy. Ale niejednokrotnie w niedługim czasie przychodzi zniechęcenie. U ich źródła leży doświadczenie wypalenia i braku równowagi między pracą a odpoczynkiem. Nasze życie to nie krótki sprint, w czasie którego dajemy z siebie maksymalną ilość energii, lecz maraton, w którym trzeba równomiernie rozkładać siły, by móc dobiec do końca. Prawdą jest przecież, że uczniów Jezusa nie rozpoznajemy po tym, w jaki sposób rozpoczynają drogę za Mistrzem, ale po przebiegu i finale ich życia -według tego, co mówi Pismo:
"kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" Mk 13, 13bTrzecia choroba to
zwapnienie, skamienienie umysłowe i duchowe. Dotyczy ona tych, którzy rezygnują z dążenia do Jezusa, ponieważ ich serce wraz z upływającym czasem twardnieje i staje się niezdolne do bezwarunkowej miłości-miłości Boga i bliźniego. Kiedy porzucamy Jezusa, kiedy porzucamy formację i odchodzimy od głębi Kego Słowa, kiedy skupiamy się bardziej na tym, co zewnętrzne, zwapnienie duchowe staje się czymś realnym w naszym życiu. Gdy wapno wysycha, staje się twardą grudą- takie niestety może stać się też nasze serce. Potrzebujemy stałego dopływu wody Słowa Bożego. Potrzebujemy przeglądać się w Nim i pozwalać, by czytało i interpretowało nasze życie. W nim jest nasza młodość i świeżość. Członkowie wspólnoty potrzebują głębi spotkania z Panem i zachwytu nad Słowem, które zawsze odkrywa coś nowego. Nasz intelekt i serce potrzebują się więc karmić ciągle nowym pokarmem pozwalającym zachować witalność. Dlatego nie wolno nam przestać zabiegać o nasz duchowy rozwój. Nie możemy sobie pozwolić na to, by nasza relacja z Jezusem ostygła, ponieważ to grozi bardzo poważną chorobą zwapnienie.
Czwarta zdiagnozowana dolegliwość to choroba
przesadnego planowania i funkcjonalizmu. Papież twierdzi, że należy wszystko dobrze przygotować, ale nie powinno się przy tym ulegać pokusie wykluczenia lub kontrolowania wolności Ducha Świętego, który zawsze jest większy i bardziej hojny niż wszystkie ludzkie plany. Franciszek zwraca też uwagę, że ta choroba tak często dotyka ludzi, ponieważ o wiele łatwiej i wygodniej jest zaplanować i czekać na rezultaty, niż otwierać się na działanie Ducha Świętego i iść za głosem Boga, który prowadzi, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba chodzić po nieznanych lądach czy wodzie. W naszym kontekście trzeba powiedzieć o grożącym nam niebezpieczeństwie zamykania się na prowadzenie Boga. Dzieje się to wówczas, gdy na modlitwie przestajemy słuchać, rozeznawać, gdy przyzwyczajamy się do tego, ze nasz pomysły się sprawdzają, że pewne strategie mamy dobrze opracowane, że robiąc tak jak zawsze, na pewno odniesiemy sukces. Pamiętajmy jednak, że Pan Bóg może od nas zażądać tego, czego jeszcze wcześniej nie żądał. Może zaprosić nas do tego, byśmy poszli tam, gdzie jeszcze nas nie było. Pan Bóg może nas zaprosić do tego, abyśmy ze wspólnoty ewangelizacyjnej, ze wspólnoty nacechowanej charyzmatami stali się wspólnotą cichą i kontemplacyjną. Ma do tego prawo, bo to Jego wspólnota. Jesteśmy Jego własnością, więc do naszego obowiązku należy nasłuchiwanie Jego pragnień. Jeżeli zbyt wielką ufność położymy w naszej strategii, planie czy schemacie, możemy zdusić tym wszystkim głos Ducha Świętego.
Piąta choroba zdiagnozowana przez Franciszka to choroba
złej koordynacji. Ma ona miejsce wtedy, gdy członkowie wspólnoty tracą łączność między sobą, gubią funkcjonalność, harmonijność i opanowanie, a stają się fałszującą orkiestrą, ponieważ nie współpracują ze sobą i nie żyją w duchu wspólnoty. Papież mówi o współpracy ekipy, która jest gwarantem harmonijnego brzmienia wspólnoty. Rzeczywiście- wspólnotę można porównać do orkiestry symfonicznej, w której każdy instrument ma swoje miejsce, swoją wyznaczoną przestrzeń w partyturze oraz odpowiedni czas na zaistnienie. Jest w niej też dyrygent, który stoi na straży, by w odpowiednim momencie pokazać poszczególnym instrumentom, kiedy mają zagrać. Co nam grozi ? Grozi nam niebezpieczeństwo wchodzenia w nie swoje kompetencje. Gdy zaczynamy grać nie swoją partię, gdy zaczynamy się wtrącać do tego, co grają inne instrumenty- wtedy dochodzi do zamieszania, które może zrodzić fałsz. Tylko gdy każdy robi to, co do niego należy, wspólnota jest w stanie zabrzmieć prawidłowo. Zaburzamy tę harmonię, ilekroć chcemy decydować o tym, o co nie zostaliśmy poproszeni, kiedy chcemy kontrolować to, nad czym nas nie postawiono, i gdy nie jesteśmy w stanie uszanować miejsca, zadania, funkcji oraz charyzmatów innych osób. Musimy pamiętać, że tak jak w orkiestrze, tak również we wspólnocie niezwykle ważna jest umiejętność słuchania siebie nawzajem.
Szósta choroba według Franciszka to
duchowy alzheimer. W jej kontekście można mówić o zapominaniu historii zbawienia, o zapominaniu swojej osobistej historii relacji z Bogiem. Ciągłe wracanie do pierwotnej miłości jest możliwe tylko wtedy, gdy wciąż przypominamy sobie, jak wielkich rzeczy dokonał w nas Bóg. Gdy mówimy tak jak Maryja:
"wielkich rzeczy uczynił mi Wszechmocny" Łk 1,49. Kiedy zapominamy o tym, w jaki sposób Pan Bóg działał w naszym życiu, kiedy zapominamy o tym, jak z miłością dotykał poszczególnych dziedzin naszego życia - możemy stać się szorstcy, surowi względem innych grzeszników. Grozi nam w ten sposób niebezpieczeństwo zapominania, że sami jesteśmy grzesznikami, którym przebaczono. Nawet gdy różne różne sfery naszego życia zostały już uzdrowione i uporządkowane, nawet gdy skończyły się pewne grzechy, gdy nie doskwierają nam pewne trudności, wciąż musimy pamiętać, że to wszystko dzięki łasce Boga.
Siódma choroba, o której mówi papież, to
rywalizacja i próżna chwała. W odniesieniu do niej ojciec Święty cytuje słowa
"nie róbcie niczego dla rywalizacji lub próżnej chwały, ale każdy z was z całą pokorą niech ma innych za wyżej stojących od siebie" Flp 2,3 Grozi nam niebezpieczeństwo pychy- w kontekście indywidualnym, ale także wspólnotowym. Gdy wszystko się układa, gdy płyną pochwały, grozi nam pycha. Ona zagraża nam bardzo realnie w chwilach sukcesu, a diabeł wie, jakiego odcienia tej pychy użyć, aby odciągnąć nas od pokornego trwania przy Panu. Bóg, który wciąż nam przypomina, że to wszystko dzieje się nie dzięki naszej sile, ale dzięki Jego łasce, jest prawdziwie naszym lekarstwem na tę chorobę.
Ósmą chorobą jest
schizofrenia egzystencjalna. Dotyka ona tych, którzy prowadzą podwójne życie. Choroba schizofrenii egzystencjalnej to stan, w którym chce się pogodzić życie w grzechu z życiem z Bogiem. Czasami chęć tego pogodzenia jest prawdziwym pragnieniem Boga, a czasami chęcią zwykłego ludzkiego zysku. Najgorszą odmianą tego zysku jest chęć czerpania profitów materialnych dzięki utożsamianiu się z Bogiem. Jest choroba niezwykle męcząca, rodząca wiele lęków, przemieniająca życie w stan ciągłego zagrożenia. Jedynym lekarstwem na nią jest wiara w opłacalność prawdy. Wielką łaską jest możliwość patrzenia na swoich formatorów, którzy są słabi, grzeszni, których trzeba przyjąć jako zwykłych ludzi- zwykłych niezwykłych ludzi. Zwykłych i równych w grzeszności, w słabości, w ułomności, a zarazem niezwykłych w obdarowaniu łaską Boga. Bardzo ważna jest wiec walka o autentyczne życie kapłana, lidera, animatora, walka o prawdziwe pokazywanie siebie, takimi jakimi jesteśmy.
Dziewiąta chorobą, o której mówi Franciszek, jest
gadulstwo, szemranie i plotkarstwo. Każdy z nas doświadczył tego na własnej skórze- o każdym ktoś coś mówił, ale też, w wyniku swojej grzeszności, każdy o kimś mówił niepochlebnie. Wszyscy doświadczyliśmy, jak bardzo boli, gdy nasze życie staje się przedmiotem plotek, pomówień, gdy padamy ofiarą szemrania, obmowy, zwłaszcza od najbliższych, od ludzi, po których byśmy się tego nie spodziewali. To niebezpieczeństwo, przed którym trzeba mocno ochraniać, dając przykład walki z tymi wadami. Szemranie i plotki potrafią zniszczyć nawet najlepszą wspólnotę. Rodzą zamknięcie i lęk przed odkrywaniem prawdy. Nie pozwalają na bycie takimi, jakimi jesteśmy. Nasze mechanizmy obronne niekiedy nie są w stanie dopuścić do naszej bliskości osób, co do których wiemy, że skrycie występowały przeciwko nam. Potrafimy przebaczyć i darować, ale często nie potrafimy zaufać. Bóg zawsze jest Dawcą uzdrowienia i jeśli mamy na tyle odwagi, by Mu zaufać, wówczas uzdalnia nas również możliwością nowego otwarcia się na osoby, które nas w taki sposób skrzywdziły.
Dziesiąta choroba to
ubóstwianie szefów. Dotyczy ona tych, którzy schlebiają przełożonym, mając nadzieję na ich przychylność. Są to osoby, które widzą swoją służbę tylko jako możliwość uzyskania czegoś dla siebie, a nie dania czegoś z siebie. Bardzo ciężko podejść nam tak po prostu do brata czy siostry i powiedzieć, że coś świetnie robi, że go podziwiamy, że jesteśmy zbudowani. Niekiedy z braku przyzwyczajenia do tego typu gestów możemy źle zinterpretować motywacje chwalącego. Gdzie brak dobrego słowa, człowiek w sposób naturalny za nim tęskni. Każdy z nas do zdrowego funkcjonowania potrzebuje pozytywnych komunikatów.
Jako
jedenastą chorobę papież wskazuje
obojętność wobec innych. Mówimy o niej, kiedy nie służymy swoją wiedzą mniej doświadczonym kolegom, kiedy zdobywa się wiedzę, ale zatrzymuje się ją tylko dla siebie, zamiast dzielić się nią z innymi. Grozi nam niebezpieczeństwo zaprzestania formowania następców - kiedy chcemy się poddać, kiedy już nie chcemy poświęcać komuś czasu, kiedy nie chcemy się dzielić umiejętnościami, bo oceniamy, że to nie ma sensu, że szkoda zachodu. Kiedy to wszystko, co Pan Bóg nam uczynił, nieraz ze strachu, nieraz z lenistwa, nieraz z innych powodów zamykamy tylko w obrębie swojego życia. Ta choroba zabija charyzmaty wspólnoty. Nie chodzi tu o dary nadzwyczajne, ale o to, co otrzymała wspólnota, a co jest szczególnym darem Boga dla Kościoła, bo przecież charyzmaty nie są dla nas.
Dwunasta choroba, o której mówi papież, to choroba
pogrzebowej twarzy. Chodzi o osoby gburowate i ponure. Serce pełne Boga jest sercem szczęśliwym, które promienieje i zaraża radością tych wszystkich, którzy są wokół. Czy grozi nam coś z tej choroby? Czy grozi ona nam, ludziom napełnionym Duchem Świętym? Oczywiście, ze istnieje pewne niebezpieczeństwo utraty radości- wewnętrznej radości serca- bo czymś gorszym od ponurej twarzy jest właśnie ponure serce. Bardzo częsta przyczyna tego ponurego serca leży w przepracowaniu, w zniechęceniu, w obciążeniu, dlatego też niezwykle ważne jest, by nie zapominać o odpoczynku. Ponura twarz może objawiać również wewnętrzny kryzys wiary, a w najgorszym wypadku jest znakiem niewiary w to, co głosimy czy czynimy. Jeżeli we wspólnocie wykonuje się pewne zadania bez wewnętrznego przekonania, a tylko z przymusu czy smutnego obowiązku, ciężko szukać w takim człowieku radości na twarzy. Tam, gdzie jest świeże, aktualne doświadczenie Bożej miłości, przebaczenia, zbawienia, tam naturalną konsekwencją jest radość. Można, będąc blisko Chrystusa, przeżywać pustkę, bezsens i wyglądać jak chodzący trup. Nie chodzi tu o pewne okresy bolesnych oczyszczeń, gdy człowiek wierzący czuje się jak w doświadczeniu śmierci. Nie brakuje jednak twarzy chrześcijan pełnych goryczy, rozczarowania, gniewu, agresji i pretensji do całego świata. Taki znak nie przekona nikogo do chrześcijaństwa, wręcz przeciwnie. Jest takie powiedzenie " Z gębą jak cmentarz nikogo nie zbawisz". Jednym lekarstwem na grobową minę jest Jezus Chrystus Zmartwychwstały, przywracający do życia i radości.
Na
trzynastym miejscu jest choroba
gromadzenia. Pojawia się wtedy, kiedy próbujemy wypełnić egzystencjalną pustkę w swoim sercu przez gromadzenie dóbr materialnych. Grozi nam niebezpieczeństwo szukania oparcia poza Bogiem, szukania oparcia w tym, co materialne, co możemy nagromadzić, czym możemy się zabezpieczyć. I tak naprawdę Bogu dzięki, że często brakuje nam pieniędzy, Bogu dzięki, że czasem to, co sobie zaplanujemy, nie wypełnia się, Bogu dzięki, że musimy często chodzić po wodzie, ponieważ Bóg w ten sposób przyzwyczaja nas do tego, że jedynym oparciem jest On sam- nie pieniądz i nie człowiek. Bóg pragnie nauczyć nas życia w doświadczeniu Opatrzności Bożej, tego, że gdy będziemy z Nin w relacji miłości i zaufania, niczego nam nie braknie, więc niczego nie musimy przesadnie gromadzić na wszelki wypadek czy na tak zwaną "czarną godzinę".
Czternasta choroba to choroba
zamkniętych kręgów. Mówimy o niej, kiedy przynależność do grupy jest ważniejsza niż przynależność do Chrystusa. W kontekście wspólnoty, w tym poszczególnych diakonii czy grupek dzielenia wewnątrz nich, należy powiedzieć o niebezpieczeństwie zamykania się siebie nawzajem, niebezpieczeństwo nieznania się, anonimowości, o niebezpieczeństwie tworzenia małych, zamkniętych grupek ludzi, z którymi nam dobrze, nie współpracowania, nie spotykania i niesłuchania tego, co dzieje się u innych. Warto zadbać o wspólne rekolekcje, różnego rodzaju spotkania, gdzie można być ze sobą. Jeżeli pozwolimy sobie we wspólnocie na tworzenie małych, zamkniętych kręgów, elitarnych grupek, to wspólnota w dalszej perspektywie przekształci się w zamknięty ruch niekościelny.
Piętnasta choroba i zarazem ostatnie niebezpieczeństwo, o którym mówi Franciszek, to choroba
zysku doczesnego i ekshibicjonizmu. W wyniku tej choroby jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo szukania władzy i wpływów. Często jesteśmy ludźmi zranionymi, mającymi pewnego rodzaju kompleksy, braki czy doświadczenie odrzucenia. Właśnie władzą i wpływowością można w pewien sposób kompensować sobie te braki. Musimy mieć oczy szeroko otwarte i być czujni. Mamy patrzeć zarówno na siebie samych, jak i na tych, nad którymi Pan Bóg nas postawił. Jeżeli w służbie motywacją będzie kompensowanie sobie przez władzę i wpływy swoich zranień i niedowartościowania, to ta służba nie przyniesie owocu-nie będzie uzdrawiająca ani dla tego, kto jej szuka, ani dla tego, do kogo będzie skierowana.
Musimy być uważni, bo grozi nam jamo wspólnocie pewne niebezpieczeństwo stawania się kościołem w Kościele, niebezpieczeństwo myślenia, że jesteśmy wzorową wspólnotą, że inni powinni się od nas uczyć, że jesteśmy najlepsi. Każdej wspólnocie grożą takie tendencje. Musimy się tego bardzo mocno wystrzegać. Ale pocieszające jest to, że Bóg, który kocha, nie zostawia nas samych, a w związku z tym doświadczamy często upadków, które pozwalają nam stanąć w prawdzie i widzieć, że są lepsi, że u nas wcale nie jest idealnie, że tak wiele jest jeszcze do zrobienia, tak wiele do naprawy. I chcemy to robić, chcemy zmieniać, pracować nad sobą- razem z Bogiem, dla Jego chwały, tak jak On sobie tego życzy.
"Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich". Gdy będziemy razem, gdy będziemy razem rozeznawali, gdy będziemy razem szukali, gdy będziemy razem tworzyli, razem formowali- tym większe będzie doświadczenie tego, że przy nas jest Jezus. A gdy przy nas będzie Jezus i gdy będziemy Go słuchać, gdy będziemy wpatrywać się w Krzyż Chrystusa nie pobłądzimy, nie zachorujemy, nie wpadniemy w potrzask niebezpieczeństw, ale wytrwamy do końca i dojdziemy tam, gdzie wyznaczył nam Pan Bóg i w czasie takim jaki nam wyznaczył.
Źródło: ks. Krzysztof Kralka SAC " Moc w słabości"