Mam na imię Bogdan. Skończyłem 40 lat i jestem żonaty. Mamy dwoje dzieci, w wieku 19 lat córkę i 4 letniego syna. Urodziłem się i wychowałem w rodzinie katolickiej. Rodzice byli dla mnie przykładem wiary i życia chrześcijańskiego. Dla mnie natomiast wiara kojarzyła się z tradycją, czasami zbędną niemającą przełożenia na dzisiejsze czasy. Wierzyłem w Boga, ale uważałem Go za kogoś, komu jest obojętne nasze życie i problemy na ziemi. Myślałem, że dopiero po mojej śmierci Bóg przyjdzie i jak surowy urzędnik rozliczy mnie z mojego postępowania. Widziałem w Bogu nie miłosiernego Ojca, ale bezwzględnego stwórcę. Czasami w chwilach bardzo trudnych próbowałem się modlić, ale wydawało mi się, że moje modlitwa to tylko moja słabość, że sam powinienem załatwiać swoje trudne sprawy. Oczywiście, kiedy było wszystko dobrze nie było mowy o modlitwie i Bogu. Nie mogłem pojąć, dlaczego jest tyle zła na świecie. Widziałem Boga jako głuchego i ślepego. Mając taki obraz Boga i takie o Nim mniemanie, w moim życiu nie było modlitwy, nie było spowiedzi i nie było życia sakramentami. Czasami chodziłem do kościoła, ale po co do dzisiaj nie wiem. Moje życie rodzinne i zawodowe nie było najlepsze, w domu były częste kłótnie i nieporozumienia. Nie byłem dobrym ojcem, mężem ani synem. Przynosiłem swojej rodzinie wstyd. Często zaglądałem do kieliszka, alkohol stał się problemem w moim życiu. W chwili swojej kompletnej bezradności modliłem się i prosiłem Boga by coś z moim życiem zrobił, bo ja się bałem już żyć. Dostałem zaproszenie na rekolekcje ewangelizacyjne, nie wiedziałem co to znaczy, ale pojechałem. Usłyszałem prawdy, które były dla mnie rewolucyjne. Najbardziej zostało mi w pamięci to, że Bóg był zawsze przy mnie. Biłem się z myślami, jak to nawet wtedy gdy nie wierzyłem w Niego? Dźwięczało mi w uszach zdanie, że On wierzy we mnie. To głębokie nawrócenie, które przeżyłem 6 lat temu było dla mnie początkiem drogi z Jezusem. Początkiem innego życia, życia bez alkoholu. Wtedy zmienił się we mnie obraz Boga. A Pan Jezus stał się moim Zbawicielem. Zachłyśnięty tym, co przeżyłem myślałem, że wiem jak żyć, że wiem jak postępować. Zaprosiłem Pana Jezusa do swojego życia, ale nie całego. Zaprosiłem Go do trudnych sytuacji i problemów. Natomiast nie chciałem z nim dzielić wszystkiego. Brakowało mi dojrzałości i systematyczności. Jednym słowem nie wzrastałem w Jezusie. Myślałem, że to co wtedy przeżyłem wystarczy. Choć żyłem sakramentami, gubiłem się w swoim życiu, bo brakowało w nim modlitwy i rozmowy z Jezusem o wszystkim co mnie spotyka i czym żyję na co dzień. Nie wierzyłem do końca w żywą i autentyczną obecność Pana Jezusa w moim życiu. Chyba był dla mnie martwy nie zmartwychwstał. Znów w moim życiu przyszła chwila, kiedy zaczęło się wszystko walić. Wtedy przyszedłem na rekolekcje Odnowy. W czasie modlitwy Pan Jezus pokazał mi, że nie oddałem Mu całego swojego życia, że On chce być ze mną we wszystkich chwilach dobrych i złych. Z pełną świadomością oddałem Jemu swoje życie w całości, nie chcąc zostawiać sobie niczego. Powiedziałem Jezu jesteś Panem mojego życia, chcę iść za Tobą nie oglądając się za siebie, chcę abyś uczył mnie miłości do innych ludzi, abyś był przy mnie zawsze, bym już nie błądził jak ślepiec. Prosiłem, Panie daj mi nowe oczy i nowe serce, bym mógł żyć na nowo. Oddałem siebie Jezusowi, moje życie może nie stało się łatwiejsze, ale nabrało sensu i celu, ku któremu mam iść.
Chwała Panu
Bogdan