Chcę zaświadczyć jak Bóg jest wspaniały, jak potrafi prowadzić, gdy mu zaufamy, jak pomaga stawiając różne osoby na drodze.
Od urodzenia jestem niepełnosprawna, miałam już dwie operacje, które niestety pogorszyły tylko mój stan zdrowia, lecz niespodziewanie pojawiła się szansa..... Gdy pracowałam poznałam koleżankę, której siostra miała wiele problemów ze zdrowiem, w tym również z nogami. Jej stan w pewnym momencie zaczął się pogarszać, groził jej wózek inwalidzki, lekarze nie dawali jej żadnej nadziei. Mama chciała uratować córkę i znalazła szpital Kliniczny w Warszawie. Gdy ona przechodziła operację zostałam zwolniona z pracy, zdążyłam się tylko dowiedzieć, że operacja zakończyła się pomyślnie. Jej siostra poradziła mi abym i ja udała się tam, bo przecież nie mam nic do stracenia.
Wybrałam się. Moją wadę nogi mogło leczyć dwóch lekarzy. Bóg tak się mną zaopiekował, że przez ręce recepcjonistki, którą postawił na mojej drodze, skierował do lekarza, jak się później okazało „lepszego" specjalisty. Po trzech wizytach i planach, jakie lekarz miał wobec mojego zabiegu, zgodziłam się, gdyż efekt końcowy to bardzo duża poprawa. Nie musiałam długo czekać na sam zabieg.
Gdy zbliżała się ostatnia wizyta przed operacją, bardzo chciałam by ktoś z moich bliskich pojechał ze mną. Oni wogóle nie chcieli abym miała tą operację (lek, strach przed ewentualnymi komplikacjami, kłopoty finansowe). Wiele wskazywało, abym nie poddała się hospitalizacji. Ale ja w głębi duszy modliłam się i prosiłam, że jeżeli to jest dla mnie to, aby Pan pomógł przetrwać mi te trudności i wszystko poukładał. Dzień przed wyjazdem na wizytę bardzo chciałam, aby jedno z rodziców pojechało ze mną, niestety tata zachorował, a mama powiedziała, że ze mną nie pojedzie, bo nie zna Warszawy, nie wie gdzie ten szpital, gdzie się jedzie - bardzo cierpiałam, poczułam się odrzucona przez najbliższych! Wyszłam z domu, aby jeszcze zrobić drobne zakupy przed wyjazdem i wtedy Duch Święty postawił osobę na mojej drodze, która bardzo mi pomogła: wysłuchała mnie i dodała otuchy. Jestem jej bardzo wdzięczna!!
Nadszedł czas operacji, wszystko przebiegło bez żadnych komplikacji, personel, atmosfera i ludzie, których poznałam w szpitalu byli bardzo fajni. Wbrew pozorom czas mijał szybko i radośnie, pomimo chodzenia o kulach i założonych na nogach aparatów. Na własną rękę przedłużyłam sobie pobyt w szpitalu o tydzień czasu, tak mi było dobrze!
Gdy wróciłam do domu z aparatem na nodze, rodzice nie chcieli abym przychodziła na nasze wspólnotowe spotkania, tłumacząc, że jest zima, że jestem chora. Prosiłam Chrystusa, aby mi znowu pomógł. I pomógł. Postawił wiele ludzi, którym jestem wdzięczna, że przyjeżdżali po mnie na spotkania, prawie pięć miesięcy. Nie opuściłam żadnego spotkania wspólnotowego, zawsze znalazł się ktoś, kto przyjechał po mnie i odwiózł mnie po spotkaniu do domu. Byłam również na naszych dniach skupienia, co wydawało się niemożliwe, na czuwaniu Odnowy na Jasnej Górze.
Zdjęcie aparatu również odbyło się pomyślnie, aktualnie jest bardzo wyraźna poprawa mojego stanu zdrowia i dobrze mi się chodzi.
Dzięki wielkie składam Bogu Wszechmogącemu, za to wszystko, co się stało, za to, że wszystko się udało, że pomimo sprzeciwu rodziców postawił na mojej drodze ludzi, którzy w odpowiedniej chwili mi pomogli, Zaopiekował się mną w każdym szczególe!! Wielka łaska Boża wspomogła mnie podczas moich trudności. Jestem Bogu bardzo wdzięczna, że wszystko się udało!!
Zaufałam, a Pan mnie nie opuścił!! CHWAŁA PANU!!!!
Ania