TvOdnowa

Galeria

Czytania

Otwierać czy nie otwierać? - Oto jest pytanie

04 lutego 2009
Hamletowskie pytanie zawarte w tytule dotyczy praktyki występującej od samych narodzin Odnowy w Duchu Świętym. Chodzi o otwieranie Pisma Świętego - na chybił-trafił, po uprzedniej modlitwie, szukając odpowiedzi na jakieś ważne pytanie. Niektórzy odnoszą się do tego zwyczaju z niekłamanym entuzjazmem. Inni są wobec niego dość obojętni i sami go nie stosują. Jeszcze inni twierdzą (zadzierając przy tym lekko nosa), że na przypadek się nie zdają i wolą w swoim życiu stosować solidne reguły rozeznania duchowego. Każda z opcji ma swoje głębokie uzasadnienie. Sam ze swego życia mógłbym przytoczyć niemało przykładów „za” (np. całkowicie wypełniło się w moim życiu Słowo otrzymane w czasie mojej pierwszej modlitwy o chrzest w Duchu Świętym), jak i „przeciw” (np. gorączkowo szukałem w Słowie Bożym potwierdzenia tego, czy starać się o odwzajemnienie uczuć ze strony dziewczyny, w której byłem na całego zakochany i... nie doszukałem się niczego, co mogłoby być choć namiastką odpowiedzi).

Otwierać więc, czy nie otwierać? Na to powracające pytanie nie ma w świecie życia duchowego jednoznacznej odpowiedzi, bo... to zależy. Od czego? Przede wszystkim od motywacji człowieka, który chce w ten sposób pytać Boga o Jego wolę. Czynić to może z powodu:

1. Gorliwości – wtedy jego myśli krążą wokół pragnienia: „Panie, chcę pełnić Twoją wolę, więc powiedz mi, co mam czynić”. W jego wewnętrznej postawie nie ma niczego ponad gotowość do usłyszenia Ducha Świętego i wypełnienia Jego wezwania. Jest to zwykle człowiek zachwycony Bogiem lub jakąś Jego szczególną interwencją, a w otwieraniu Słowa Bożego widzi najczęściej drogę przemawiania Pana do jego serca (ten element chciałbym szczególnie podkreślić: dobrze jest wiedzieć, jak mój Pan zazwyczaj mi się udziela i za tym iść).

2. Z jakiegoś innego powodu – podam kilka przykładów:

* Ktoś boi się samodzielnie podejmować decyzje, gdyż ma niewielkie poczucie własnej wartości (nieraz może nie być tego zbytnio świadomy). Otwarcie Słowa traktuje więc jak objawienie się „Bożej woli” – przyjmuje je z ulgą, gdyż odpowiedzialność za daną decyzję spada przecież na tego, kto ją podjął, czyli... w tym przypadku na Boga. Taka postawa jest groźna, gdyż nie różni się zbytnio od chodzenia do wróżki, czytania horoskopów czy przepowiadania przyszłości z tęczówki oka. Jest to po prostu przejaw magicznego myślenia o rzeczywistości, polegającego na założeniu (niewypowiedzianym głośno), że los człowieka decyduje się gdzieś ponad nim i on, co najwyżej może przyjąć „werdykty odwieczne” – tyle że zamiast szklanej kuli czy gwiazd, „rekwizytem” ukazującym je jest Pismo Święte.

* Ktoś inny może próbować uzasadnić, jak by tu ulec pokusie, która zrodziła się w jego sercu, np. jak odejść od żony, z którą pożycie w danym momencie wydaje się nie do wytrzymania, a na horyzoncie „w nadzwyczajnych okolicznościach” pojawiła się jakaś atrakcyjna kobieta. W takim przypadku wystarczy chyba ograniczyć się do prostej rady, że występowania przeciwko Bożym przykazaniom nie trzeba rozeznawać, gdyż jest ono z definicji złe.

* Jeszcze inny, odprawiając pobożnie Ćwiczenia Duchowne, może mieć zwyczajnie kłopot ze skupieniem na modlitwie. Otwiera więc Słowo po to, żeby szybciej dowiedzieć się, jaki miałby być owoc jego medytacji, która ma się skończyć dopiero za pół godziny. Szkodliwość działania takiego „wiercipięty” jest bez porównania mniejsza niż w poprzednich przypadkach, gdyż co najwyżej może on utracić owoc modlitwy poprzez swoją nadpobudliwość. Wiadomo przecież, że Ćwiczenia Duchowne i tak są już pełne Słowa Bożego, więc wprowadzanie dodatkowych impulsów może tylko pogłębić rozproszenia.

Otwierać więc, czy nie otwierać? Może teraz jest to trochę jaśniejsze...

Dariusz Jeziorny

powrót